No to wakacje, oczekiwane, wyglądane, uff...nareszcie. Początek lipca zajęła nam jeszcze przeprowadzka, choć i tak cześć rzeczy w pudłach stoi, no to gdzie by tu pojechać. Pada. Minie:) No to na działkę - parę dni. Pada. Hmm. Może w góry - Pieniny. Jeden piękny dzień, potem: pada, pada, pada, wracamy. No chyba już tej wody wystarczy...Sprawdzamy prognozę pogody: pada, pada, pada...Co jest??? No dobra no to za granice...paszporty nieaktualne...:)....Czyli w grę wchodzi UE. Znajomi kiedyś coś mówili o pięknej Chorwacji. Czy to UE - no nie, ale wpuszczają na nowy dowód. Hura:) (Czy na dowód wypuszczą to zobaczymy). Wracając z gór w Krakowie kupiliśmy przewodnik i czytamy. No sierpień to dużo turystów i gorąco - lepiej jechać we wrześniu - wszystko super tyle, że we wrześniu to Kasia wraca do pracy. Jest decyzja - jedziemy! Drobne naprawy wozu (dzięki Bogu, że naprawiliśmy klimatyzację), szybkie pakowanie, śpiwory i namiot też z nami jadą (tak w razie czego) i startujemy z Legionowa gdzie obecnie mieszkamy. Jeszcze obiad w Warszawie, przewodnik ze sklepu podróżnika i w drogę.